Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit. Aenean commodo ligula eget dolor. Aenean massa. Cum sociis Theme

1-677-124-44227

184 MAIN COLLINS STREET WEST VICTORIA 8007

FOLLOW US ON INSTAGRAM
Etiam ultricies nisi vel augue. Curabitur ullamcorper ultricies
Top

Blog

Hardkorowy weekend z SCTP, jeśli ktoś jadąc miał nadzieje na spokojny odpoczynek…. hmmmm to moim zdaniem trochę się pomylił…

ale jak to się zaczęło, przez moje wrodzone ADHD nie potrafię tak po prostu ze stoickim spokojem opowiedzieć wszystkiego od początku do końca, więc już teraz Was bardzo przepraszam za moją jak by to nazwać chaotyczność w wypowiedziach. Ok, staram się, a więc…. za górami, za lasami….. nie, nie. o tym później.

Zacznę tak, był piątek, wszyscy skończyliśmy pracę, każdy dotarł na miejsce wyznaczonej zbiórki (w sumie na miejsca, bo zbiórki były dwie) spakowaliśmy się, bagaże, ciężary i łańcuchy do aut no i w drogę. Każdy z nas chyba z taką nutką nieśmiałości przystępował do tej przygody, ponieważ nie do końca wiedzieliśmy co i jak to będzie. Wyjazd ten był zorganizowany przede wszystkim dla uczestników projektu PRZEMIANA 2018, mieli oni się na nim poznać, ale również doświadczyć innych treningów, niż te na miejscu w naszym pięknym Szczecinie. Wyjazd rzekła bym był bardzo spontaniczny dlatego nie wszystkim udało się wyrwać od życia, więc pojechało trochę stałych członków SCTP i uczestniczki przemiany no i oczywiście główny aktor tego zamieszania 🙂 Tak, tak mowa o trenerze, który zapewnił nam moc niezapomnianych emocji, ale może o tym potem, bo znowu temat mi uciekł. Droga w aucie mijała nam bardzo wesoło, czasem refleksyjnie, łączyliśmy się między sobą także telefonicznie. Po kilku godzinach udało nam się wszystkim dotrzeć do miejsca docelowego, a mianowicie do Domu Morsa w Przesiece. Emocje czuć było w powietrzu, a że ADHD mam nie tylko ja w tej ekipie, więc gdy już udało nam się zakwaterować i jakoś odmówić udziału w imprezie, która w domu morsa się odbywała to wspólnie wybraliśmy się nad wodospad. Tak dobrze myślicie była to już godzina raczej wieczorna, tak było ciemno, ale nikomu to nie przeszkadzało, spragnieni byliśmy szumu wody i chcieliśmy obadać miejsce gdzie dojdzie do pierwszego razu… pierwszego razu w tym sezonie, a dla niektórych pierwszego razu w życiu…. Mam nadzieję, że nadążacie za moim tokiem myślenia, a myślę oczywiście o morsowaniu, no bo o czymś by innym 😉 Morsowanie na początek i to w wodospadzie, czy może być coś piękniejszego? Potem okaże się, że może, jednak wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy, więc pełni nieśmiałości maszerowaliśmy do wodospadu! Towarzyszył nam przez całą drogą dobry humor i niewybredne żarty, było oczywiście bardzo ciężko i musieliśmy uważać na kamienie, droga do Wodospadu nie jest długa, ale wyboista. Docieramy na miejsce, oświetlamy wodospad i wtedy trener postanawia, że on wykąpie się już dziś i zbada teren przed naszą wspólną kąpielą.

Następnie wróciliśmy do Domu Morsa i poszliśmy spać ponieważ na zajutrz rano mieliśmy wejść na Śnieżkę.

Kolejny dzień zaczęliśmy od wspólnego śniadania, oczywiście dania były tylko przepisowe i nie mogły łamać diety każdego z nas, wiec serwowana była pyszna jajecznica, warzywa, czarna kawa i herbata, porozmawialiśmy zjedliśmy i w drogę, cel podstawowy na ten dzień to wejście na Śnieżkę.

Byliśmy zmotywowani, dobrze ubrani 😛 i gotowi na koleją przygodę. Niektórzy wchodzili już, któryś raz, a dla niektórych był to pierwszy raz, ale w takim składzie dla wszystkich był to pierwszy raz. Każdy może mieć własną opinię, ale mi bardzo się podobało, pogoda nam sprzyjała, nie było za ciepło, ale słońce przebijało się przez chmury i maszerowaliśmy do góry, utrzymywaliśmy w miarę równe tempo, odwiedzaliśmy schroniska, żeby się posilić i napić się czegoś ciepłego.

Ostatni odcinek, ten najbardziej stromy w moim odczuciu poszedł nam bardzo sprawnie, a trudy drogi umilały nam piękne widoki, bo przecież z góry widać więcej. Kocham ten klimat, tam jest tak pięknie. Udało nam się napotkać na pierwsze oznaki zimy, ponieważ, krzaczki blisko szczytu były oszronione. Gdy dotarliśmy na szczyt, cel został w moim mniemaniu osiągnięty, ponieważ na dół i tak trzeba wrócić, przecież nie ma odwrotu. Szczególnie, że w Karpaczu czekały na nas same miłe rzeczy gdyż regeneracja to podstawa.

Eh znowu odbiegam od tematu, na szczycie było pięknie i trochę chłodno, więc wypiliśmy kawkę, zrobiliśmy kilka fotek, popatrzyliśmy w lewo i w prawo i udaliśmy się w drogę powrotną, która przebiegła bardzo sprawnie 🙂 A na dole najpierw zjedliśmy wspólnie, gdyż jedzenie regularne jest tak samo ważne jak trening, a tak właśnie traktujemy wejście na Śnieżkę, traktujemy to jak trening, trochę inny niż zawsze w innych okolicznościach przyrody… . Posileni i zadowoleni udaliśmy się na relaks, były baseny, sauny i śnieżna grota, czyli wszytko to czego potrzebuje nasze ciało. Dzień był długi bardzo emocjonujący, noc minęła szybko i chyba wszyscy czuliśmy ten dreszczyk emocji, bo to własnie dziś… miała nastąpić kąpiel w wodospadzie, jednak takich emocji nikt się nie spodziewał… . Trener kazał nam się stawić na dole, było hmmm jak by to określić ostro, na komendę, coś jak w wojsku.

Rozkaz numer 1 —> Wszyscy na pakę…. i mieliśmy pojechać, w sumie mało brakowało, a pojechalibyśmy bez kierowcy… taka mała chwila grozy gdy samochód na pace zaczął toczyć się w dół, ale oczywiście zostaliśmy uratowani… 🙂 Dzięki trenerze!

Podróż była szybka i emocjonująca, pędzący samochód z nami na pace wzdłuż strumyka i to tak o świcie, a miał być trening na trawie pod Domem Morsa, ale co tam przecież nie może być nudno. Dojechaliśmy tak mi się wydaje… ponieważ dale jechać się nie da….

 

Rozkaz numer 2  —–> Wyskakiwać i roznosić sprzęt ! Pewnie myślicie jaki sprzęt… już wyjaśniam poza nami na pace były między innymi: 20kg łańcuchy, hantle, ketle, sztangi… itp. . Wszystko ściągnięte z auta i rozniesione we wskazane miejsca. Wtedy już czułam, że łatwo nie będzie, ale miałam, też nadzieje na mega zabawę.

Rozkaz numer 3 —> Rozgrzewka! Trener pokazywał, my wykonywaliśmy, oczywiście bez gadania.

Rozkaz numer 4 —-> Patrzcie pokazuje kolejne ćwiczenia, żeby potem nie było pytań co teraz! Na tym etapie trener wykonał i omówił każde ćwiczenie.

Rozkaz numer 5 —-> Czas start! Wykonywaliśmy wszystkie ćwiczenia BEZ WYMÓWEK! Muszę przyznać, że to było niesamowite, wykonywać przysiady z łańcuchem na szyji, stojąc na kamieniu znajdującego się w wodospadzie, bieg z obciążeniem w takich okolicznościach to sama przyjemność, a różowa sztanga w tym miejscu wydawała się jeszcze piękniejsza. Powiem tyle, trening wszedł i to chyba nam wszystkim, każdy dał z siebie wszystko i trenował bez zbędnych słów.

Rozkaz numer 6 —> Zbieramy rzeczy i na auto! Znowu było jak na górskiej kolejce. Jadąc na pace samochodu czuliśmy się jak dzieci 🙂 Po prostu wow!

 

Dojechaliśmy do Domu Morsa, gdzie było śniadanie i od razu po nim wymarsz na morsowanie, to dopiero 9, a emocje już któryś raz dzisiaj sięgały zenitu. Dobiegliśmy do wodospadu i cóż było robić…. wspólna kąpiel, to było wspaniałe uczucie, wchodziliśmy kilka razy po czy pobiegliśmy się przebrać i niestety musieliśmy wracać.

Jednak, aby tradycji stało się za dość odwiedziliśmy Strzegom i jego kamienne serce. Droga do Szczecina  przebiegła spokojnie i niestety ten cudowny weekend dobiegł końca.

Powiem jedno: uwielbiam Was i dzięki za super czas!!!

Pozdrawiam

Paulina Kusajda

Zdjęcia autorstwa Adriana Brdnarskiego

Share
2 komentarze
  • Adrian
    21 października 2018 at 20:32

    Było rewelacyjnie. Dzięki raz jeszcze.

  • Iv
    26 października 2018 at 00:44

    Paula, świetna relacja… można powspominać te wspaniałe chwile w doborowym towarzystwie!!!

Add Comment
Name*
Email*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.