Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit. Aenean commodo ligula eget dolor. Aenean massa. Cum sociis Theme

1-677-124-44227

184 MAIN COLLINS STREET WEST VICTORIA 8007

FOLLOW US ON INSTAGRAM
Etiam ultricies nisi vel augue. Curabitur ullamcorper ultricies
Top

Blog

Wyścig inny niż wszystkie! Rower i wino!

Chianti. Miłośnikom win kojarzy się tylko w jeden sposób. Region we Włoszech, w Toskanii, słynący ze wspaniałych winnic produkujących jeszcze wspanialsze wina. Oznacza się je mianem Chianti
Classico i tylko tutejsze winnice mogą umieszczać na butelce charakterystyczny symbol regionu Gallo Nero, czyli czarny kogut. To gwarancja wysokiej jakości wina i procedur produkcji przestrzeganych od wieków. I to właściwie tyle o Chianti – związanym z winem…

Na początku października region Chianti zaczyna się wielu kojarzyć z rowerami. Bo tu odbywa się L’Eroica (po włosku: bohaterstwo, heroizm). Oto wyścig rowerowy wyjątkowy, inny niż
wyścigi profesjonalne, inny niż większość wyścigów amatorskich. Wyścig (a może wcale nie wyścig?) na starych klasycznych rowerach kolarzy z całego świata, ubranych w retro stroje kolarskie, którzy w pierwszą niedzielę października przyjeżdżają tu od 22 lat (aby się ścigać? – niekoniecznie), żeby się spotkać, poświętować i ostatniego dnia przejechać wspólnie przepiękne, ale i trudne trasy. To święto kolarstwa tradycyjnego, klasycznego, może nawet historycznego. Kilkudniowa impreza połączona z pokazami sprzętu, filmów, konferencjami, targami ulicznymi, gdzie znajdziesz każdą część do roweru… To styl życia i bycia kolarzem retro. L’Eroica jest najważniejsza, ale przecież imprezy kolarskie w stylu retro odbywają się na świecie przez cały rok. Od lat marzyłem, żeby przejechać Eroicę. Wjechać na toskańskie pagórki po szutrowych drogach, które w słoneczne dni kurzą się niemiłosiernie, a po lekkim deszczu oblepiają rower lepkim białym błotem. Taki jest urok „strade bianchi”, czyli białych dróg. Zmęczą nawet wytrawnego kolarza, a Eroica to przecież wyścig amatorski dla miłośników starych rowerów, Włoch i również dobrego wina. Tu nikt nie patrzy na wynik, nie ma pomiaru czasu, a jedynie punkty kontrolne, gdzie każdy z uczestników otrzymuje pieczątkę wbitą w książeczkę wyścigu. Punkty kontrolne to także czas na postój i regenerację. Po włosku. Chleb z oliwą, salami, sery, owoce i… wino. Bez ograniczeń. Jeśli masz słabą wolę albo głowę, to z pierwszego punktu kontrolnego możesz już nie odjechać… A potem już podjazdy,
zjazdy, kawałek asfaltu, potem znów szutry, piaski i górki. W połowie trasy coraz częstsze wpychanie roweru pod górkę, coraz więcej złapanych gum i liczne awarie. Niektóre rowery są z początku minionego wieku – więc mają prawo, ba – nawet obowiązek popsuć się. Ale bez obaw, ktoś z rowerzystów się zatrzyma, ktoś ma zapasowe dętki, oponę, nawet inne części. Wszyscy dojadą. Nikt nikogo nie zostawi – taka jest Eroica. I jej uczestnicy – bohaterowie. A potem meta. Jeszcze sprawdzenie książeczki, ilości pieczątek – w zależności od długości trasy i medal.

Huczne powitanie, brawa i chwała: „Sono un eroe” – jestem bohaterem. Trasa, którą jechałem, miała 78 km. To nie dużo jak na wyścig. Jednak stary ciężki rower i przewyższenia powyżej
3800 metrów (sic!) ostudziły moje zapędy na 209 km. Na najdłuższą trasę wyjeżdża się rano o szóstej, jeszcze po ciemku, i przyjeżdża też po zmroku. Następnym razem. Tak, bo kto raz spróbował, to na Eroicę przyjeżdża co roku. W tym wzięło udział ponad 7500 uczestników. Rekordowo dużo, bo 2700 z zagranicy. Oprócz Włochów najliczniejsi byli Niemcy, ponad 700, a następnie 350 kolarzy z Wielkiej Brytanii, 340 ze Szwajcarii, 150 z USA, 140 z Francji i 105 z Polski (w tym, o ile mi wiadomo, 6 ze Szczecina). Ale byli też kolarze z Japonii, Meksyku, Afganistanu. Giancarlo Brocci – który wymyślił tę imprezę – powiedział, że czerpał inspiracje z klasycznego kolarstwa, od czarno-białych obrazów publikowanych w gazetach z początku XX wieku, przez czasy pojedynku Bartali i Coppiego, wspaniałych włoskich kolarzy, aż do niedawnych czasów, kiedy były jeszcze noski na pedałach i manetki przerzutek w dolnej rurze ramy. Kto chce zobaczyć ten zatrzymany czas… niech jedzie na L’Eroica. ©℗

autor Adrian Bednarski

Share
No Comments
Add Comment
Name*
Email*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.